))Zapraszamy na Oficjalną Stronę internetowa Jerzego Roberta Nowaka((

niedziela, 29 października 2017

R. A. Ziemkiewicz wbrew hasłu „Bóg, Honor i Ojczyzna”

I. Bez Boga

Kiepski katolik” Ziemkiewicz krytykuje hasło „My chcemy Boga!”

Od dawna główne hasło - symbol prawicy jest zawarte w trzech słowach „Bóg, Honor ,Ojczyzna”. W imię tego hasła pokolenia polskich patriotów walczyły od wielu dziesięcioleci. Zapytajmy, co wspólnego z tym hasłem ma skądinąd błyskotliwy dziennikarz Rafał A. Ziemkiewicz, od lat występujący w aureoli superprawicowca? Moim zdaniem nie ma z tym hasłem nic wspólnego, bo grzeszy wciąż przeciw wszystkim trzem słowom - członom tego hasła. Przyjrzyjmy się konkretom.

R. A. Ziemkiewicz przeciw hasłu „My chcemy Boga”!

Przez dziesięciolecia powyższe stwierdzenie było wyklęte w PRL-u. Z tym hasłem na ustach manifestowano w czasie demonstracji w obronie Prymasa Tysiąclecia w roku Millenium, w obronie Krzyża w Nowej Hucie, w manifestacjach przeciwko próbom zamykania instytucji kościelnych. Dziś przeciwko temu hasłu występuje „prawicowy” publicysta Rafał A. Ziemkiewicz. Przypomnijmy, co tak niedawno powiedział sam Ziemkiewicz. „Fatalny pomysł z tym hasłem Marszu Niepodległości. Ruch Narodowy nie powinien dublować Krucjaty Różańcowej - to zupełnie inne porządki myślenia".
W polemice z absurdalnym sprzeciwem Ziemkiewicza wobec hasła „My chcemy Boga” pozwolę sobie przytoczyć kilka fragmentów z niedawnego znakomitego internetowego tekstu Pawła Lisickiego:

P. Lisicki: „My chcemy Boga". Bronię hasła Marszu Niepodległości

Dziwnie, oj, dziwnie się plecie na tym tu świecie – myślę sobie, patrząc na komentarze poświęcone hasłu marsza Dnia Niepodległości, który ma przejść ulicami Warszawy 11 listopada. Komu przeszkadza owa, wydawało się dla Polaków oczywista i tradycyjna formuła, "My chcemy Boga"? Do licha, o co tu chodzi?
Jak to możliwe, że słowa, które dla Polaków były symbolem duchowej niepodległości, czytelnym znakiem sprzeciwu wobec narzucanej przez komunistów ateizacji, skrótowym i prostym odniesieniem do najważniejszych wartości, teraz nagle okazują się kontrowersyjne, kłopotliwe, wstydliwe? Nie mogę tego zrozumieć. Nie potrafię pojąć, jak to się dzieje, że to wezwanie, które dla amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa stało się symbolem polskiego ducha, tak dziś przeszkadza niektórym publicystom nad Wisłą. Jak to rozumieć? Dlaczego to, co tak zachwyciło Trumpa, w czym widział siłę ducha polskiego narodu, co uznał za czytelne przesłanie, aktualne właśnie dziś, dla ateizującej się Europy, ma przeszkadzać? Dziwaczne to bardzo, niepojęte (...).
Kto chce ocalić znaczenie narodu, komu zależy na patriotyzmie, kto poważnie widzi w narodach prawdziwe podmioty dziejów, musi też właśnie wołać: "My chcemy Boga"!
To, że hasło to krytykuje jezuita, ojciec Grzegorz Kramer, można było przewidzieć. (...) To się nazywa odwracanie kota ogonem, typowy przykład współczesnego dialektycznego rozumowania wielu postępowych księży, szczególnie jezuitów. Publiczne odwoływanie się do Boga im się nie podoba. (...) O ile jednak nauki jezuity Grzegorza Kramera niezbyt mnie poruszyły, doskonale bowiem pokazują kryzys całego zakonu, o tyle już komentarz wytrawnego publicysty, znakomitego komentatora polskiej sceny politycznej i jednocześnie współtwórcy stowarzyszenia Endecja, Rafała A. Ziemkiewicza, ważnego autora „Do Rzeczy" mnie zaskoczył. Napisał on: „Fatalny pomysł z tym hasłem Marszu Niepodległości. Ruch Narodowy nie powinien dublować Krucjaty Różańcowej - to zupełnie inne porządki myślenia". Nie rozumiem, dalibóg.
Dlaczego Ruch Narodowy miałby nie odwoływać się do hasła, które zawsze było częścią całej tradycyjnej polskiej prawicy? Skąd to osobliwe przeciwstawienie Krucjaty Różańcowej i ruchu politycznego? Jakie to są niby "zupełnie inne porządki myślenia"? Akurat podstawowym i fundamentalnym przekonaniem przywódców polskiej przedwojennej endecji było przekonanie, że katolicyzm jest niezbywalną zasadą polskości. Religia i polityka wiążą się ze sobą, polski naród bez Boga jest pojęciem pustym i przypadkowym. Rozumieli to zresztą, co ciekawe, również politycy, (...)Jasno widzieli, że odwołanie się do Boga jest częścią polskiej tożsamości. Tak samo jak towarzyszące nam wszędzie inne hasło "Bóg Honor Ojczyzna". Czyżby to też już się zdezaktualizowało? Może to też są już „dwa zupełnie inne porządki"? I nasi ojcowie przez pomyłkę je tylko pomieszali, a my dziś już wiemy, że należy je rozdzielić? Czyżby i te słowa, dla których Polacy przez pokolenia krew przelewali i z szacunkiem przekazywali je dalej nagle miały zostać umieszczone w muzeum, stać się częścią Krucjaty Różańcowej?(...) Doprawdy, jak można nie rozumieć, że właśnie dzisiaj to hasło jest potrzebne jak nigdy? Że odsyłając Boga do "cichości serca" przegrywa się z góry już i nieodwołanie wojnę kulturową? Że pozbawia się naród jego najważniejszego punktu odniesienia, jego kręgosłupa i mocy?”. (Cyt.za: Paweł Lisicki: "My chcemy Boga". Bronię hasła Marszu Niepodległości ...  

https://opinie.wp.pl/pawel-lisicki-my-chcemy-boga-bronie-hasla-marszu-niepodleglos...).17 paź 2017 ).


Warto przytoczy niektóre komentarze internetowe na temat słów Ziemkiewicza:
MY CHCEMY BOGA PANNO SWIETA ! to najpiekniejsza piesn koscielna. No coz Ziemkiewicz to taki gosc ktory sluzy dwom panom. Od czasu do czasu Panu Bogu swieczke i wiekszosc czasu diablu ogarek. Ziemkiewicz to dla mnie zaden autorytet ! Polska bez Boga nie podniesie sie z kolan ! Bedzie gnebiona przez swoich zdrajcow ! Ziemkiewicz tego nie rozumie !

Ziemkiewicz chce po prostu nowoczesnej Polski, a tu mu ciemny motłoch ciągle wyjeżdża z jakimś Bogiem, Maryją i katolicyzmem, nie wiem czy facet w końcu się nie pochlasta z tego wszystkiego.

Pan Rafał Ziemkiewicz jest wierny kulturze kłamstwa i śmierci, także jako niewolnik lewactwa i liberalizmu wykastrowany został z prawdziwej demokracji, która przesiąknięta jest Bogiem.

Ciekawe, że Ziemkiewicz szybko zyskał niespodziewanego sojusznika w durnowatym pułkowniku Adamie Mazgule, który napisał w internecie: "Skrajna prawica chce krzyczeć: „My chcemy Boga”. Znowu ukrzyżować czy deportować?"
23 stycznia 2015 r. Ziemkiewicz wyznał w internecie :Ja mówię wprost: jestem kiepski katolik”. O tym, że Ziemkiewicz jest „kiepskim katolikiem” dawno zauważyłem. Choćby w fakcie, że w swej „Michnikowszczynie” zaledwie kilka stron (ss.349-353) poświęcił sprawom Kościoła, nigdy nie wspominając konkretnie o tak ważnej sprawie, że Michnik i „Gazeta Wyborcza” prowadzą bezustanną, słabo kamuflowaną walkę z Kościołem i religią.

II. Bez Honoru

Ziemkiewicz, zaprzeczający poczuciu honoru i wychwalający zaprzańców

Rafał A. Ziemkiewicz jest publicystą coraz mocniej zaprzeczającym znaczeniu honoru w historii i polityce., Stad jego sugestie, że w 1939 r. Józef Beck zamiast mówienia o honorze w jego słynnym przemówieniu powinien skapitulować przed niemieckimi naciskami. W książce „Polactwo” (Lublin 2003, s.78) Ziemkiewicz pisał lekceważąco: „Jeśli pominąć wymierających z wolna niedobitków pokolenia AK i garstkę Młodzieży Wszechpolskiej, to Bóg, Honor, Ojczyzna i inne takie sprawy obchodzą dziś nad Wisłą przysłowiowego psa z kulawą nogą”. Mocno myli się Ziemkiewicz także w tej sprawie. Nie garstka, a miliony Polaków dalej bardzo cenią sobie hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna” i są z nim duchowo związani. Dobrze zreasumował dość fatalną ewolucję Ziemkiewicza słynny poeta, felietonista, eseista i krytyk literacki. Wojciech Wencel (w 2017 r. laureat nagrody „Zasłużony dla Polszczyzny”) w tekście o wymownym tytule „Pogrzeb Ziemniaka” („w Sieci’ z 11 sierpnia 2014 r.). Wencel pisząc o zygzakach w rozwoju „twórczym” Ziemkiewicza, stwierdził m.in.: „Jego teksty stawały się coraz bardziej trywialne i obcesowe, aż wreszcie ukazała się książka „Jakie piękne samobójstwo”. Ignoranci natychmiast odkryli w niej „kopalnię nieznanych faktów”. Ja znalazłem jedynie szkolne streszczenie kilku słynnych emigracyjnych prac (choćby „Najlepszego sojusznika Hitlera” Aleksandra Bregmana) i publicystyczne komentarze, w których pulsowało haniebne marzenie: wyprzeć z naszej zbiorowej świadomości logikę krzyży i mieczy. A przede wszystkim wyrugować to, co bezcenne w życiu ludzi, narodów i państw. Honor”. (Podkr.-JRN).

Wybielanie zaprzańca hr. H. Rzewuskiego

Zauważmy powtarzające się u Ziemkiewicza wychwalanie antynarodowych zaprzańców i kolaborantów, polskich i francuskich. Począwszy od jego tekstu o notorycznym renegacie Henryku Rzewuskim, rzeczniku narodowej apostazji, tekstu żądającego przyznania zdrajcy poczesnego miejsca „piątego wieszcza” w historii polskiej literatury. (Por. R.A. Ziemkiewicz: Piąty wieszcz, „Do Rzeczy”. 3 luty 2014 r.) Jak pisał o Rzewuskim świetny krytyk literacki i eseista Stanisław Wasylewski w słynnej, a pewno nie czytanej nigdy przez Ziemkiewicza, książce „Życie polskie w XIX wieku”: „Uciekał on od poczucia narodowego, ulegając dla kariery potężnej fali rusyfikacji oraz niewierze w przyszłość Polski. Jedynym ratunkiem - zasymilować się i zespolić szczep[owo z Rosją! (...) Rząd carski postarał się o swoich adherentów w obozie polskim. Jako pierwszy, ku żalowi i obrzydzeniu całego społeczeństwa wystąpił w kraju Henryk hr. Rzewuski. (Podkr.-JRN). Wzywał otwarcie cały naród do dobrowolnego „obrusienia” .(...) Całe szczęście, że cyniczny apostata, sługa Paskiewicza dopowiedział myśl od razu do końca: Samoistną twórczość pożegnać najlepiej. W ogóle przestańmy mówić po polsku (...)”( Por. S. Wasylewski: „Życie polskie w XIX wieku”, Kraków 1962,ss. 27,60)

I tę renegacką kanalię wybiela i wychwala Ziemkiewicz. W jakimś innym tekście napisał o Rzewuskim : „Carski kolaborant i zdrajca narodu, który naród kochał i rozumiał lepiej niż wielu jego bohaterów”. (Cyt. za: W. Wencel : Pogrzeb Ziemniaka op. cit.). I tak to ładnie się relatywizuje historię. Dodajmy, że aby lepiej usprawiedliwić służalczość hr. Rzewuskiego wobec caratu Ziemkiewicz kłamie, jakoby kolaboracja tego typu jak Rzewuskiego była „po upadku powstania (listopadowego-JRN) dość powszechna”. Jakby w tym czasie nie rozwinęła się wspaniała polska niepodległościowa Wielka Emigracja. Cholera mnie bierze na myśl o takich oceanach niewiedzy o historii groteskowego domorosłego badacza dziejów Ziemkiewicza. Wielka Emigracja polska rewolucjonizowała całą ówczesną Europe. A na dodatek rozsławiała Polskę przez niebywale bujna działalność kulturalną Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Norwida i setki pomniejszych twórców.. Przypomnę tu tylko, co pisał o roli polskiej Wielkiej Emigracji na tle emigracji politycznych innych narodów jej największy znawca Sławomir Kalembka na stronach tak podstawowego syntetycznego dzieła „Polska XIX wieku” (Warszawa 1982,s.251) : „Żadna (z emigracji-JRN) nie miała tak bogatego życia organizacyjnego. Żadna wreszcie nie liczyła między sobą tylu wybitnych indywidualności, zwłaszcza literackich i nie miała równie bogatego dorobku kulturalnego, oświatowego i propagandowego. Przykładowo: w okresie trzydziestolecia 1832-1862 ukazywało się około 120 polskich czasopism i periodyków wychodźczych, w tym pół setki polityczno-społecznych (...) Określenie Wielka Emigracja, choć podniosłe i nadane po latach - wydaje się trafne i zasłużone”. (Podkr.-JRN). (Por. dużo szerzej uwagi w mojej książce „Czarna legenda dziejów Polski” (Warszawa 2000,ss. 82-83).

Cholera mnie bierze na myśl o rozmiarach masochizmu i pesymizmu narodowego, szerzonego przez ignoranta Ziemkiewicza, bo kocham polską historię XIX wieku i nie znoszę jej pomniejszania!

Jak R. A. Ziemkiewicz nazwał patriotą „targowiczanina” A. Wielopolskiego

Szokujący jest fakt, że R.A. Ziemkiewicz posunął się do nazwania patriotą skrajnego zaprzańca Aleksandra Wielopolskiego, który stojąc po stronie cara walczył z Narodem i zarządził brankę, która sprowokowała tak tragiczne Powstanie Styczniowe. Ziemkiewicz nazwał patriotą Wielopolskiego w polemice z red. Piotrem Gursztynem, sprzeciwiając się „umieszczaniu go na jednym poziomie” z W. Jaruzelskim. (Por. R. A. Ziemkiewicz: Za wolność tylko waszą, „Do Rzeczy” 27 października 2014 r.). Warto przypomnieć, ze red. Gursztyn w swej recenzji z książki Ziemkiewicza „Jakie piękne samobójstwo” sprzeciwił się wybielaniu w tejże książce postaci Wielopolskiego, pisząc m.in.: „Na str. 67 autor pisze o reformach margrabi Wielopolskiego, że dzięki nim „sytuacja Polaków stopniowo się poprawiała”. To pomylenie skutków z przyczynami. Sytuacja Polaków poprawiała się, dzięki temu, iż Rosja przegrała wojnę krymską i znalazła się w poważnym kryzysie. Imperium musiało trochę popuścić smyczy i na moment był potrzebny ktoś taki jak Wielopolski. Skądinąd pisząc o jego „reformach” warto wspomnieć o likwidacji Towarzystwa Rolniczego, zbezczeszczeniu kościołów warszawskich, „ustawę o zbiegowiskach”, która skutkowała strzelaniem do demonstrantów, wreszcie o brance, jako bezpośredniej przyczynie Powstania”. (Por. P. Gursztyn: „Jakie piękne samobójstwo. Podręczny spis błędów Rafała Ziemkiewicza, 11 grudnia 2014 r. internet ). 

Red. Gursztyn przy okazji wymienił z 30 większych i mniejszych błędów Ziemkiewicza, we wspomnianej książce, dając tym samym dodatkowe argumenty do tego, co piszę o nieuctwie i niedoczytaniu Ziemkiewicza. Gorąco polecam lekturę tekstu red. Gursztyna!
Ostro zaatakował Ziemkiewicza za wychwalanie Wielopolskiego cytowany już poeta i eseista Wojciech Wencel .Krytykując stwierdzenie Ziemkiewicza, który nazwał „targowiczanina” A. Wielopolskiego „jedną z najwybitniejszych postaci polskiej historii” (podkr.-JRN) Wencel pisał: „Istotnie, krwawy margrabia wykazał się wybitnym bestialstwem (podkr.-JRN), pospiesznie redagując ustawę o zbiegowiskach, która umożliwiła masakrę cywilów na pl. Zamkowym w Warszawie 8 kwietnia 1861 r. O brance i odpowiedzialności za przedwczesny wybuch powstania styczniowego już nie wspomnę”. (Por. W. Wencel :Pogrzeb Ziemniaka, op. cit.).

Droga Wielopolskiego od wielkości do upadku

W przeciwieństwie do ignoranta Ziemkiewicza ja zajmowałem się dłuższy czas badaniem tak fascynujących dziejów Powstania Styczniowego i poświęciłem mu ponad 200 stron (od. str. 77 do s.290 w mojej książce: „Żeby Polska.... Historia Polski 1733-1939”, Warszawa 2010). Charakteryzując postać margrabiego Wielopolskiego, muszę stwierdzić, że przy wszystkich jego zaletach: gruntownym wykształceniu, wielkiej sile charakteru, przebojowości, ogromnej odwadze, całkowicie brakowało mu tak potrzebnej właśnie politykowi cechy - zdolności do kompromisu. Margrabia posiadał za to wyjątkowe wprost umiejętności błyskawicznego zrażania osób i całych jednostek do swej polityki, a zwłaszcza niebotyczną pychę. Został polecony władzom carskim przez bardzo wpływowego wówczas Żyda - neofitę Juliusza Enocha .(Por. opis tego zdarzenia w świetnej książce Barbary Petrozolin: „Przed tą nocą”, Warszawa 1997 ,ss.170-[171). Wpływowym Żydom: J. Enochowi, Leopoldowi Kronenebergowi i Matiasowi Rosenowi Wielopolski zawdzięczał wiele także później. (Por. B. Petrozolin: op.cit.,s.214). Stąd też starał się bardzo silnie przymilać do nich. Wiele zastrzeżeń budziło skrajne kumoterstwo Wielopolskiego. Nie bacząc na zarzuty nepotyzmu margrabia mianował własnego trzydziestoletniego syna Zygmunta prezydentem Warszawy. Podobnie ostre krytyki wzbudziło mianowanie dyrektorem Komisji spraw wewnętrznych hrabiego Edwarda Kellera, którego jedyną „kwalifikacją” na to stanowisko było to, że jego żona była kochanką margrabiego. Warszawskim humor uliczny odnotował tę nominację w satyrycznym wierszyku:

A co powiesz o Kellerze?
Ona daje, a on bierze...
Mów wyraźniej, Pan Dobrodziej!
Ona k.... , a on złodziej”.

Wiele osób przypisywało niespodziewane wydalenie z kraju słynnego pisarza Józefa Ignacego Kraszewskiego przez Wielopolskiego napadowi zazdrości margrabiego. Bardzo kochliwa pani Kellerowa była bowiem niegdyś długi czas kochanką Kraszewskiego. (Zob. B.Petrozolin: „Przed tą nocą”, Warszawa 1997,s.379).

Już w ciągu pierwszych miesięcy po dojściu do władzy Wielopolski starannie „zapracował” na ogromną niepopularność w całym społeczeństwie. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobił margrabia po dojściu do władzy, było obrażenie duchowieństwa katolickiego w Polsce poprzez nader ostry, karcący ton mowy „powitalnej”, wygłoszonej do zaproszonych przez niego przedstawicieli Kościoła. (Por. szerzej uwagi B.Petrozolin w jej znakomitej książce : „Przed tą nocą”, Warszawa 1997,ss.185-186 i J. R. Nowak: Wielopolski zderza się z Kościołem w książce : „Żeby Polska..., t.II, ss.109-111). Ciężką winą wybranianego przez Ziemkiewicza Wielopolskiego było zaś to, że tylko rozjątrzył społeczeństwo swym pieniactwem (odsuwając nawet konserwatystę hr. Andrzeja Zamoyskiego i skrajnie błędnymi, niepopularnymi decyzjami. Aż wreszcie sprowokował powstanie branką, skrajnie nierealistycznie licząc, że stłumi to powstanie w ciągu tygodnia. Zamiast przyciągnąć do siebie społeczeństwo Wielopolski stał się postacią powszechnie znienawidzoną. Ściany jego pałacu „ozdabiano” złośliwymi karykaturami i wierszykami w stylu:

W Polsce, Litwie czy na Rusi

,Wielopolski wisieć musi”.

Aż w końcu powszechnie znienawidzony Wielopolski wyjechał do Prus, do Drezna. Tam zaś przyjął przysłany mu przez władze carskie jednorazowy zasiłek w wysokości dziesięciu tysięcy rubli i medal : „Za usmirenje miatieża” (Za stłumienie powstania.). (Wg. świetnej źródłowej książki Zbigniewa Stankiewicza: „Dzieje wielkości i upadku Aleksandra Wielopolskiego, Warszawa 1967,s.242). I tego człowieka nazywa Ziemkiewicz patriotą! Jeszcze niżej upadł Wielopolski, gdy w 1865 r. zalecił swemu synowi, aby zawarł znajomość z okrutnym Murawiewem Wieszatielem, która mu może pomóc w sprawach majątkowych. Strasznie cieszył się też Wielopolski z wprowadzenia przez władze austriackie w Galicji stanu oblężenia przeciw Polakom. Ubolewał tylko, że Austriacy „spóźnili się” o rok z ta decyzją. (Wg. Z. Stankiewicz : op. cit...s. 238). Tak odczuwał „Polak, patriota”! Zafascynowany osobowością Bismarcka, który „najdoskonalej wyrażał tężyznę junkrów”, w lipcu 1865 r., zlecił doręczenie mu powinszowania z powodu uniknięcia zamachu. Nienawidząc Francji, całym sercem stał po stronie bismarckowskich Niemiec w czasie wojny lat 1870-1871, nie bacząc, że prowadzi to dom umocnienia najgroźniejszego, śmiertelnego wroga Polski. „Patriota”!

Opinie osób współczesnych Wielopolskiemu o nim

W potomności jakże słusznie zachowała się przeważająco negatywna opinia o Wielopolskim. Zacznę tu od zacytowania opinii jednej z kilku czołowych postaci okresu przedpowstańczego- księdza arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, który sam bezskutecznie próbował zahamować nasilenie rewolucyjnego wrzenia.. Jest to ocena bardzo ostra, jakże daleka od słowa patriota, którym Ziemkiewicz określił margrabiego. Ks. abp. Feliński pisał w swych „Pamiętnikach” (Warszawa 1986, ss.588-589, 590 ) m.in.:„Wywiezienie Zamoyskiego dokonało ostatecznego rozdziału między margrabią i wiejskim obywatelstwem, a pustka coraz wyraźniejsza poczęła formować się wkoło niego. Jednocześnie prawie kazał on wyjechać z kraju Kraszewskiemu, odjąwszy mu naprzód redakcję „Gazety Polskiej”. Wydalenie to uszczupliło tez niemało i tak już ciasne kółko zwolenników rządu. Zdawało się, że margrabiemu mniej chodziło o pozyskiwanie stronników, jak o uwolnienie się od antagonistów; nie znosił bowiem żadnego samoistnego działacza obok siebie, chociażby działanie to nie było wymierzone przeciwko niemu. W swej pewności siebie lekceważył on pomoc innych i sądził, że znajdzie zawsze dość powolnych narzędzi do przeprowadzenia swych planów; przy podobnym zaś usposobieniu trudno pozyskiwać serca, bez czego niepodobna rządzić takim jak polski narodem. (...) Margrabia, sądząc, że służy krajowi, służył tylko mimo woli jego ciemięzcom, ułatwiając im późniejszą reakcję”. (Podkr.- JRN) 

 

Nader krytyczny osąd roli Wielopolskiego znajdujemy w pamiętniku sekretarza Rządu Narodowego Józefa Kajetana Janowskiego. Pisał on m.in.: „ (...) Tragiczna ironia, że Margrabia istotnie gdzie mógł usuwał Moskali z urzędów, a zastępował Polakami, to prawda, i za to należy mu się uznanie, on chociaż dążył do uzyskania autonomii administracyjnej Królestwa, ale pod względem politycznym widział przyszłość Polski tylko w nierozerwalnym związku z cesarstwem i szedł w diametralnie przeciwnym kierunku pragnień, żądań i aspiracji narodu. W dążeniach ku temu celowi zerwał z całym narodem, oparł się jedynie na swoim „ja” i na moskiewskim rządzie, nie znając zupełnie jego bizantyjskiej przewrotności, i to jest tragizm jego obecnego położenia”.(Podkr.-JRN). (Cyt. za: J. K. Janowski: „Pamiętniki o powstaniu styczniowym”, t. II, Warszawa 1923).,

Warto przypomnieć również zdanie innej osoby współczesnej Wielopolskiemu i bardzo dobrze go znającej - opinię ks. biskupa Ludwiką Łętowskiego. Hierarcha ten, choć w młodości był oficerem wojska polskiego w armii Napoleona, w 1863 r. należał do największych przeciwników Powstania Styczniowego. Mimo to nie starał się on wybielać Wielopolskiego, a wręcz przeciwnie jednoznacznie wskazywał na działania margrabiego wbrew polskiemu narodowi, jako na główną przyczynę jego ostatecznej klęski. Jak pisał ks. biskup Łętowski o Wielopolskim: „ Był to człowiek z głową, wspaniały postacią, charakteru mocnego, lecz małym go robiła i nieznośnym duma niesłychana i nie lubiany też był w kraju od sąsiadów i rodziny własnej. Stanowisko, jakie przyjął i odegrał w ostatnich czasach, pozostawiło smutną naukę na nim, iż mało jest głowa i chcieć dobrze, jeśli nie mogłoby się do kraju i ludzi ułożyć. Wszystkie on stany na siebie obraził, nie miał z ludzi jednego, zacnego, którego nie byłby odepchnął, a z Towarzystwem Rolniczym postąpił sobie niegodnie... postąpił… sobie niezręcznie, biorąc na siebie nienawiść całego kraju. (Podkr.-JRN). Ten człowiek nikomu spokoju nie dał. (...) wywoławszy najgłupszą rewolucję po kraju, wyjechał do Berlina - jedyne dla niego miasto, gdzie mógł z czołem do góry chodzić”. (Por. L. Łętowski: „Wspomnienia pamiętnikarskie”, Wrocław 1952,ss.266-267). .

 

Bardzo wnikliwy obserwator wydarzeń politycznych słynny pisarz Józef Ignacy Kraszewski zarzucał Wielopolskiemu, że ten obserwując przebieg manifestacji warszawskich wymyślił „hydrę rewolucji socjalnej”, chociaż były one „tylko” sprawa narodową, )Por. J. I. Kraszewski: „Para czerwona”, Kraków 1905, t. I, s. 134). Ewa Wawrzenica komentowała: „Ten pogląd Wielopolskiego Kraszewski uważał za niecny podstęp, mający na celu zohydzenie narodowego ruchu polskiego w oczach Europy”. (Cyt. za: „Dziedzictwo literackie Powstania Styczniowego”, Warszawa 1964,s. 166). Były filareta, przyjaciel A. Mickiewicza, a później najsłynniejszy uczony chilijski, Ignacy Domeyko, obserwujący z dalekiego dystansu wydarzenia w Polsce skomentował 17 marca 1863 r. decyzję Wielopolskiego o brance: „Okólnik do gubernatorów zgubi na zawsze Wielopolskiego, którego dotąd miałem za coś jeszcze”. (Por. I. Domeyko: „Listy”, Warszawa 1975,s. 287).


Nawet krytyczni wobec powstań autorzy oceniali jak najgorzej postać Wielopolskiego .By przypomnieć choćby opinię „papieża polskiego pozytywizmu” Aleksandra Świętochowskiego o Wielopolskim: „Był to niewątpliwie człowiek rozumny, charakter w swoim rodzaju bardzo mocny (...) mimo to spartolił powierzone mu zadanie (...) Bezmierna buta popsuła mu najpożyteczniejsze roboty i najlepsze zamiary. Opowiadają o o nim, że miał w swym gabinecie tylko jedno krzesło, ażeby ktoś z przychodzących, a troszkę niższych, przypadkiem u niego nie usiadł (...) Jest też może jedynym w dziejach okazem męża stanu, który posiadając tęgi umysł i tęgi charakter, wyjątkową sposobność i rzetelną chęć wyświadczenia swemu narodowi ważnych i niezapomnianych usług, nie zrobił nic dobrego, wywołał zawieruchę i zszedł z widowni przez nikogo nie lubiany i przez nikogo nie żałowany. Nie było zarówno między Polakami, jak między Rosjanami ani jednego człowieka, który by nazwał się jego przyjacielem i stronnikiem”. (Podkr.-JRN).(Cyt. za artykułem A. Świętochowskiego na łamach „Prawdy” z 1897 roku (nr 41).

Warto zaznaczyć, że nie oszczędzali Wielopolskiego nawet słynni krakowscy konserwatyści - „stańczycy”. To konserwatysta Józef Szujski nazwał Wielopolskiego „w 1865 r. „targowiczaninem”. Ostro krytykował go inny słynny konserwatysta historyk Michał Bobrzyński, zarzucając Wielopolskiemu nieprzeprowadzenie uwłaszczenia i samolubne bronienie wyłącznie interesów własnej warstwy społecznej. Jak pisał Bobrzyński: „Wielopolski (...) nie wzniósł się ponad, lecz tkwił głęboko w pojęciach społecznych warstwy ,do której należał. Zasłaniając się kodeksem cywilnym napoleońskim, ignorując całą historię stosunków poddańczych w Polsce, nie nauczony strasznym wstrząśnięciem,, wśród którego uwłaszczenie w Galicji się dokonało, uznawał tylko uczynszowienie dobrowolne i to w ciasnym zakresie”. (Por. M. Bobrzyński : „Dzieje Polski w zarysie”, Warszawa 1931, t.I, s. 207). Bobrzyński krytykował Wielopolskiego również za to, że nie panując nad swoimi nerwami, „zraził sobie duchowieństwo”, przemawiając doń. Według Bobrzyńskiego Wielopolski: „Przychylnie odezwał się tylko wobec Żydów (...) Przemawiając do nich oświadczył, że z nich ma się wytworzyć mieszczaństwo, co mieszczanie chrześcijańscy słusznie uznali za poniżenie. Widoczne było to, że Wielkopolski nie rozumiał siły i znaczenia, jakie miało już polskie i polonizujące się mieszczaństwo, oparte na wielkim rozwoju przemysłu fabrycznego i rękodzielniczego, a biorące udział w wielkim handlu światowym. Zauważono też zaraz, że jako szlachcic polski uznaje widocznie szlachcica i nieodłącznego od niego Żyda. Nie można też niezręczniej i niepotrzebniej większych na swojej drodze napiętrzyć przeszkód (...)”. (Por. tamże,s.210).

Trochę mnie dziwiło tylko zaskoczenie Bobrzyńskiego wyjątkowym uprzywilejowaniem Żydów przez Wielopolskiego. Jak ktoś tak jak on ciągle korzystał głównie z żydowskich protektorów, od Enocha po Kronenberga, dosłownie jadł im z ręki! A dziś jest bezkrytycznie wychwalany przez paru łże-narodowców. 

Inny historyk - profesor Adam Szelągowski pisał w monumentalnym dziele „ Polska, jej dzieje i kultura od czasów najdawniejszych do chwili obecnej” (Warszawa 1932, t. III, s. 350) : „Wielopolski wstępował na ten sam dwór petersburski, który deptali jego poprzednicy, ks. Adam Czartoryski, ale i Szczęsny Potocki (targowiczanin -JRN) Tragedją jego było to, że myśląc iść w ślady pierwszego, spełniał rolę drugiego: chciał połączyć koronę polską królewską z koroną cesarską rosyjską, a miał służyć za narzędzie w ręku obcych do do rozbicia całości społeczeństwa polskiego. Głosił, że jego rodacy są niezdolni do rządzenia się sami sobą, a przywoływał pomocy oręża rosyjskiego w sprawowaniu rządów przez siebie samego”. (Podkr.-JRN).

Podejrzewam, że Ziemkiewicz nie czytał żadnego z przytoczonych przeze mniej wyżej świadectw, bo w przeciwnym razie nie głosiłby swojej nieodpowiedzialnej, wyssanej z palca chwalby Wielopolskiego jako „patrioty”.


Ziemkiewicz wychwala jako „patriotę” zaprzańca A. Wielopolskiego, Dmowski go ostro krytykował

R. A. Ziemkiewicz jako prezes stowarzyszenia „Endecja” chętnie powołuje się na Romana Dmowskiego, ale jak się zdaje nawet jego dokładnie nie czytał... Gdyby go czytał, to nie przesadzałby tak mocno ze znaczeniem reform Wielopolskiego, bo Dmowski wyraźnie oceniał je nie tyle jako wielkie dokonania margrabiego, lecz jako wymuszone przez ogólnonarodowe wrzenie. W wydanej w 1895 r. .książce „Ugoda czy walka” Dmowski, pisząc o znacznych ulgach dla Polaków za rządów Aleksandra II i o reformach Wielopolskiego, stwierdzał : „Tego jednak nie zawdzięczaliśmy ani osobistej woli monarszej, ani życzliwości narodu rosyjskiego. Wielopolskiego wraz z jego reformami wysunęło na widownię to, co go potem zgubiło, mianowicie ruch narodowy (...) że ustępstwa te (caratu wobec Polaków - JRN) nie były dane z dobrej woli, świadczy fakt, iż z początku się z nimi ociągano. Dopiero, gdy położenie w Warszawie stało się prawdziwie groźnym, poproszono o ratunek margrabiego. Chwila jednak była już spóźniona i margrabia nie poradził”. (Por. R. Dmowski : „Ugoda czy walka”, Lwów 1895,ss.28-29).

Dmowski jednoznacznie odcinał się od Wielopolskiego, a zwłaszcza od jego pogardliwego stosunku do własnego narodu. Pisał, nawiązując do znanego powiedzenia Wielopolskiego: „Nieprawdą jest, że dla Polski można coś zrobić, ale z Polakami nigdy” Chcąc zrobić coś dla Polski, jak zresztą dla każdego innego kraju, trzeba iść z jednymi rodakami przeciw innym. Tylko trzeba mieć mocna wiarę w swój cel i prowadzącą do niego drogę. I nie wahać się o tę swoją wiarę. I główna rzecz, trzeba rozumieć swe społeczeństwo, jego duszę, znać jego instynkty, w których podstawie zawsze leży instynkt samozachowawczy narodu”.( Cyt. za R. Dmowski : Polityka polska i odbudowanie państwa”, Warszawa 1988, t.I,ss.206-207).

Ziemkiewicz nieraz z furią atakował polskie powstania. Chłostał je jako rzekomą „zbrodniczą głupotę”. (Por. np. jego artykuł pt. „Mitologia” w „Gazecie Polskiej” z 16 sierpnia 2000 r., gdzie piętnował wzniecane przez powstańców „zadymy”). W odróżnieniu od Ziemkiewicza Dmowski widział odpowiedzialność barbarzyństwa władz carskich za kolejne wybuchy powstań w Polsce. Przypomnę tu, że Dmowski nie tłumaczył represji rosyjskich w Polsce „głupotą” :polskich powstań, lecz nikczemnymi ekspansywnymi dążeniami rosyjskimi. Dmowski pisał o „prawosławiu, starającym się zapanować jak najszerzej”, o „:idei samowładztwa wschodniego”, o „niezliczonej rzeszy popowiczów i urzędniczych synów o bezdennych żołądkach”, wołających „rubli i jeszcze rubli, bośmy prawosławni, bośmy russkije”. Ziemkiewiczowi, który chwali renegatów i zaprzańców takich jak hr. H. Rzewuski i margrabia A. Wielopolski przypomnę, co pisał w odniesieniu do kategorii tego typu ludzi Roman Dmowski. Otóż np. w świetnym, bardzo ostrym tekście „Nasz patriotyzm” z 189 r. Dmowski, pisał : „Obrona przed wrogiem polega przede wszystkim na porządnym umocnieniu swej twierdzy. Dążyć więc należy do wytworzenia w społeczeństwie surowej opinii publicznej, która by karciła wszelkie odstępstwa (...) iluż to renegatów żyje sobie wygodnie, nie odepchniętych od społeczeństwa, nie dotkniętych pogardą i klątwą, nie ukaranych tak, jak na to sobie zasłużyli! Ileż razy człowiek uważający się za Polaka, ba nawet za patriotę, mówi po rosyjsku dobrowolnie i nie zmuszony ostatecznością wprowadza rusyfikacyjne reformy! ”. (Podkr.- J. R. Nowak. Por. pełny tekst Dmowskiego „Nasz patriotyzm” w mojej książce „ Żeby Polska... op.cit.,t.II,ss. 473-478). 

Jakże aktualne są te myśli R. Dmowskiego, zarówno w stosunku do odstępców od polskości i patriotyzmu, jak i do ich bezmyślnych chwalców!

Absurdalny sprzeciw Ziemkiewicza wobec wysunięcia jako hasło Marszu Niepodległości słów „My chcemy Boga” pokazał jak bardzo różni się on swą postawą w sprawie wiary i Kościoła od Romana Dmowskiego. Przypomnijmy, że „Roman Dmowski w rozprawie „Kościół, naród, państwo" pisał, że "Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i od Kościoła, jest niszczeniem samej istoty narodu”.

W oczach J. Piłsudskiego

Warto przypomnieć jak oceniał Wielopolskiego Józef Piłsudski, tak wnikliwy obserwator historii i zarazem wielki człowiek czynu. Otóż widział on w nim dużą siłę charakteru, „stalowego człowieka z wielką wolą”, robiącego wiele dla spolszczenia urzędów, twórcę odrodzonej Szkoły Głównej, która stała się „pomnikiem jego zasług”. Równocześnie jednak Piłsudski nie ukrywał odrazy dla ogromnych przywar Wielopolskiego. Przywar, które zadecydowały o kompletnym fiasku jego polityki. Jak pisał Piłsudski: „(...) Do społeczeństwa Wielopolski odnosił się z pogardą, żądając jedynie posłuszeństwa. Postrach zaś wymuszał gwałtownymi środkami i w niczem nie różnił się od najeźdźców, którzy użyczali mu w tym celu rąk i aparatu. (Podkr.-JRN).(...) Czerwonych nienawidził, jak wrogów osobistych, więził, katował, na spółkę z policją carską(...)”.

W kontynuacji tego tekstu na blogu szczegółowo przedstawię jak ostro potępiali po wojnie chwalonego przez Ziemkiewicza jako „patriotę” i jednego z najwybitniejszych czołowi polscy historycy i publicyści na czele z P. Jasienicą, prof. S. Kieniewiczem i prof. H. Wereszyckim. Pokażę również, jaką skrajna głupotą było wychwalanie przez Ziemkiewicza najgorszego z nazistowskich Quislingów Philippe Pétaina. W podrozdziałku „Bez Ojczyzny” pokażę konkretnie na przykładach, jak daleko od prawdziwego patriotyzmu mieszczą się różne wypowiedzi Ziemkiewicza).

niedziela, 22 października 2017

Dlaczego przestałem szanować R. A. Ziemkiewicza (I)


Rafał A. Ziemkiewicz od dłuższego czasu występuje w roli niezwykle nadętego bufona, przemądrzałego ignoranta, mentorsko pouczającego innych. Coraz mocniej lansuje siebie jako arcyznawca w przeróżnych dziedzinach, nawet tych ,o których nie ma zielonego pojęcia.

Żałosne bajdy Ziemkiewicz o historii
     
Będąc polonistą i autorem dobrych powieści z fantastyki (science fiction) nagle zapragnął być super autorytetem w dziedzinie historii Polski, krzykliwie wydając „niepodważalne” wyroki w tej dziedzinie. Z wielką werwą wychwalał nikczemnych zaprzańców i kolaborantów polskich i zagranicznych: hr. Henryka Rzewuskiego, margrabiego Aleksandra Wielopolskiego i marszałka, Philippe-Pétaina. Tym mocniej za to atakował polskie powstania narodowe, częstokroć w swym rozumowaniu idąc śladami kolaborantów z PRL-u: A. Bocheńskiego, KTT, Z. Kałużyńskiego czy K. Koźniewskiego. Ostatnio Ziemkiewicz osądził J. Piłsudskiego w książce pod wymownym tytułem „Złowrogi cień Piłsudskiego”. Osobiście uważam, ze raczej mamy „złowrogi cień” Ziemkiewicza w sferze publicystyki historycznej. (Por. szerzej w drugiej części tego tekstu w następnym odcinku na blogu pt. „Bajdurzenia Ziemkiewicza o historii i polityce”).

 Potępieńczy osąd Ziemkiewicza o A. Mickiewiczu

Polonista Ziemkiewicz wcześniej osądził już Adama Mickiewicza, pisząc z całą dezynwolturą  nowoczesnego barbarzyńcy o twórcy „Pana Tadeusza”: ”Mickiewicz, zręcznie składający rymy wariat”  (podkr.-JRN), który napisanymi w sekciarskim omamie „Księgami narodu polskiego” na wiele pokoleń ogłupił polskie elity i pozbawił je umiejętności logicznego myślenia”. (Por. R. A. Ziemkiewicz: „Polactwo”, Lublin 2004e, s.21). Przypomnijmy, co pisał o tej tak postponowanej przez Ziemkiewicza książce Mickiewicza znany krytyk literacki Kazimierz Wyka: „Księgi” odegrały doniosłą rolę polityczną, od razu były przekładane na obce języki. Stały się czymś w rodzaju „Katechizmu wolności”, szczególnie dla narodowości zamieszkujących monarchię Habsburgów. Wśród cudzoziemców urobiły też one stereotyp Mickiewicza nie jako pisarza i artysty, lecz ideologa, pielgrzyma wolności”.
  
Jak samozwańczy „ekspert od ekonomii” Ziemkiewicz wychwalał Balcerowicza
  
Polonista Ziemkiewicz „zabłysnął” też rzekomą wiedzą o ekonomii, przez lata wychwalając największego szkodnika dla gospodarki Polski Leszka Balcerowicza. W „Polactwie” ( s.36 ) z furią gromił „różnych „pożytecznych idiotów” z prawicy , którzy „potępiali Balcerowicza za „doktrynalny monetaryzm”, „wyprzedaż majątku narodowego” i „niszczenie Polski”. Wystąpił tamże (s.37) z prawdziwym peanem na cześć L. Balcerowicza, który „okazał się jednym z bardzo rzadkich w najnowszej historii Polski przypadków autentycznego patrioty i człowieka oddanego idei”. A dla mnie pożytecznym probalcerowiczowskim idiotą był Ziemkiewicz, który chwalił Balcerowicza, niszczyciela polskiego przemysłu w interesie zagranicznych lobby (Sorosa i in.), „Mengele polskiej gospodarki”. Pan Ziemkiewicz jak widać niewiele czytał o gospodarce i efektach planu Sorosa-Sachsa-Balcerowicza. Gdyby trochę więcej czytał, to wiedziałby, że bardzo wielu wybitnych ekonomistów krytykowało balcerowiczowską terapię szokową, w trym m.in., nobliści M. Friedman, G. Becker i J. E. Stiglitz, prezydent Czech V. Klaus i setki innych. (Polecam na ten temat moje szersze wyliczenie w „Encyklopedii Białych Plam” Radom 2000, t.II, s. 222-245: „Balcerowicza planu krytyki” (krytyki w Polsce, za granicą i wśród ekonomistów polonijnych. Zob. również moje omówienie krytyk Planu Sorosa-Sachsa-Balcerowicza w książce: J. R. Nowak :Zagrożenia dla Polski i polskości”, Warszawa 1998, t. II, ss. 15-100: „Jak szokowano Polaków w gospodarce” czy późniejszą o 14 lat książkę Witolda Kieżuna: „Patologia transformacji” (Warszawa 2012).

Niedouczek Ziemkiewicz pewno nie czytał licznych głębokich krytyk terapii szokowej ze strony ekonomistów polskich i zagranicznych. (W odróżnieniu od filologa Ziemkiewicza, znającego ekonomię podobnie jak historię z bardzo powierzchownego doskoku ja pogłębiałem swój dokształt z gospodarki przez 21 lat, od 1968 - r. do 1989 r., badając rozwój węgierskiej reformy gospodarczej, a już w 1982 r. opublikowałem w „Rynkach Zagranicznych” dwuczęściową analizę dość heretyckich projektów tzw. „małego RWPG, wysuniętych przez twórcę węgierskiej reformy gospodarczej R. Nyersa.)
       
Ziemkiewicz nazywa Balcerowicza, i to jest już prawdziwa grotecha - „autentycznym patriotą”- jakby nie wiedział, że Balcerowicz był tylko marionetką w rekach zagranicznych lobby finansowych, począwszy od prawdziwego autora rzekomego planu Balcerowicza George’a Sorosa, marionetką służącą do skutecznego ograbienia Polski. Ziemkiewiczowi, niedouczonemu „znawcy” gospodarki polecam lekturę jakże świetnej i gruntownej demaskacji planów gospodarczych Zachodu wobec Polski i generalnie Europy Środkowej - w publikacji znakomitego ekonomisty brytyjskiego profesora Petera Gowana. Ukazała się ona na łamach „World Policy Journal" ( nr 1 z 1992 r.). Została omówiona o dziwo, choć nie bez ironii, przez Daniela Passenta w „Polityce" z 15 lutego 1992 r. pod tytułem „Wielki spisek Zachodu", a później była całkowicie przemilczana w Polsce. Przyczyna przemilczeń była aż nadto jasna. Już wtedy na początku 1992 roku zachodni ekspert odsłaniał bez ogródek cynizm polityki Zachodu wobec Europy Środkowo-wschodniej i pokazywał, że Zachód świadomie zmierza do neokolonizacji naszego regionu, dąży do takiej jego restrukturyzacji, aby posłusznie służył interesom zachodnim. Jak pisał Passent, przedstawiając tezy Gowana: " Zachód stawia warunki nie do odrzucenia. Celem tej polityki wedle autora jest wyłącznie neokolonizacja, a nie żadne ideały polityczne. Zachód np. nie zgłasza pretensji z powodu obecności w życiu publicznym naszej części Europy byłych komunistów, nie wzywa do dekomunizacji, nie razi go była nomenklatura i jej spółki, ba Zachód wcale nie popiera ugrupowań najbardziej antykomunistycznych w Europie Wschodniej. Co innego zaprząta umysły polityków Waszyngtonu czy Bonn. Im chodzi o to, twierdzi Gowan, żeby nasza część Europy wyszła z całej tej rewolucji cała, ale wycieńczona, by Polska, Czecho-Słowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria - każde w pojedynkę czołgało się do Zachodu, by nie powstała w tej części Europy żadna wspólnota, która wzmocniłaby jej głos, by każdy jadł z reki, a nikt nie mógł ukąsić... (Podkr.-JRN) (....) Zdaniem Gowana, to w Europie Wschodniej następuje świadoma rujnacja gospodarki pod dyktando MFW, popychanie do wolnego rynku za wszelką cenę (Podkr.- JRN).(...) Wszystko to twierdzi Gowan, Zachód czyni dla pieniędzy. Jest to "świadome imperialistyczne dążenie do zagarnięcia jak najszybciej atutów gospodarczych regionu i zniszczenia reszty, by przekształcić te kraje w zacofane neokolonie. Rekiny i cwaniacy krążą po regionie, polując na wielkie zyski". Jak wiemy z późniejszego rozwoju sytuacji w krajach Europy środkowo-wschodniej fakty aż nadto potwierdziły ostrzeżenia Petera Gowana.
      
Pisząc o roli Balcerowicza jako „autentycznego patrioty”, Ziemkiewicz udawał, że nie wie o tolerowaniu przez Balcerowicza wielkich afer okradania państwa na czele z FOZZ. Ziemkiewicz udawał, że nie wie, a może rzeczywiście nie wiedział o takich skandalach jak fakt, że Balcerowicz dopuścił do obecności w tak ważnym organie gospodarczym jak Rada Ekonomiczna przy prezesie Rady Ministrów wpływowego cudzoziemca. Tym cudzoziemcem był chyba nieprzypadkowo w 1990 r. ówczesny gubernator banku centralnego Izraela Michael Brun. Człowiek ten był wtajemniczony w najgłębsze tajniki naszej gospodarki, takie jak zmiany kursu złotego do dolara - wiadomość na wagę złota dla spekulantów. A wiedza taka pozwalała okradać Polskę. W liście do Balcerowicza gubernator Brun wysuwał swoje sugestie w sprawie kursu dolara do złotego. Kto nie wierzy, niech zajrzy do książki Balcerowicza „800 dni". Czy za takie zjawiska, jak dopuszczenie wpływowego cudzoziemca do kluczowych polskich tajemnic finansowych, nie należało postawić „patriotę” Balcerowicza przed Trybunałem Stanu?

Ziemkiewicz w roli superznawcy prawa

Ostatnio Ziemkiewicz zaprezentował się jako arcyznawca prawa, kategorycznie pouczając o błędach w tej sferze rzekomo popełnionych przez ministra Zbigniewa Ziobro, najlepszego ministra sprawiedliwości w całej historii III RP. (Por. szerzej o głupstwach Ziemkiewicza w sferze prawa i polityki w drugiej części tego szkicu).

Głupawy pogromca „polactwa”
  
Najbardziej oburza mnie to, że Ziemkiewicz grubiańsko wyrokuje o narodzie, wśród którego żyje, obdarzając go mało wykwintnym zwrotem „polactwo”. Jak to celnie podsumował red. Piotr Skwieciński: Ziemkiewicz: „bardzo, bardzo nie lubi Polaków...traktuje ich określeniami podobnymi do słowa „robactwo”, postrzega ich jako odrażającą krzyżówkę pańszczyźnianych fornali ze zdegenerowaną szlachtą, która tylko dlatego ginęła w powstaniach, że przywykła do ryzykanctwa w Monte Carlo”. Wyrazem masochistycznych wręcz uprzedzeń Ziemkiewicza wobec Polaków jest fakt, że oskarża nasze elity o głupotę w 1939 r. Nie bacząc na to, że te elity wykonały z honorem swój obowiązek, a głupotą nie do rozgrzeszenia wykazały się elity Anglii i Francji, które zdradziły nas w 1939 roku, choć można było wspólnie dobić Hitlera. Jak łatwo jest oskarżać własny naród, licząc przy tym na pijar i poklask gawiedzi!

Ziemkiewicz a Michalkiewicz
   
 Niedawno w programie red. Witolda Gadowskiego pokusiłem się o porównanie Ziemkiewicza ze Stanisławem Michalkiewiczem, a więc o zestawienie dwóch bardzo znanych błyskotliwych publicystów. I uznałem, że Ziemkiewicz to tylko dużo gorszy sort w porównaniu z Michalkiewiczem. Z kilku powodów. Red. Michalkiewicz jest człowiekiem ideowym, bezpardonowo wyrażającym swe idee i narażającym się na ciosy ze strony Salonu etc. Stąd co rusz ponawiane oskarżania o antysemityzm, tropienie przez ABW (obaj byliśmy poddani cichemu śledztwu w ramach łamiącej prawo akcji „Menora”, etc.).  Ziemkiewicz odwrotnie. Ten miglanc i cynik co i rusz  podejmuje jakieś kroki pojednawcze wobec  ludzi Salonu. Najohydniejszym, najbardziej kompromitującym było jego grillowanie w 2011 e. u Romana Giertycha, wsławionego jako absolutnego zdrajcy prawicy i „grabarza” LPR. Inna istotna różnica między red. Michalkiewiczem a Ziemkiewiczem. Ziemkiewicz, o ile wiem, nigdy nie wystąpił w obronie osób uderzanych przez Salon, lobby żydowskie i sługusów III RP. Zawsze myślał tylko o swoich egoistycznych celach. Michalkiewicz wielokrotnie wyrażał solidarność z ludźmi uderzanymi przez rządzące lobby i jego sługusów. M.in. opisał praktyki radnych SLD, którzy chodzili po księgarniach, grożąc skutecznie księgarzom podwyższeniem czynszów, jeśli będą sprzedawać moje „Czerwone Dynastie”.

Lizusostwo Ziemkiewicza wobec Żydów
  
Dodajmy na koniec tych porównań jeszcze jedną istotną różnicę między Michalkiewiczem a Ziemkiewiczem. Chodzi o przejawiane od czasu do czasu lizusostwo Ziemkiewicza wobec Żydów. Jak pisał o tym S. Michalkiewicz we wrześniu 2011 r.: „Kropkę nad „i” postawił zaś niedawno kol. Rafał Ziemkiewicz, pisząc w wiernopoddańczej inwokacji do Szewacha Weissa (podkr.-JRN), że między Polską a Izraelem nie ma konfliktu interesów. Jakże „nie ma”, kiedy Izrael właśnie zamierza wycyckać Polskę na 65 miliardów dolarów! Od kiedy to w interesie Polski jest poddawanie się takim rabunkom? I jakich to Izrael i  Polska mają „wspólnych wrogów”? Wrogiem Polski jest np. Israel Singer, który w 1996 r. groził Polsce, że jeśli nie pozwoli się obrabować, to „będzie upokarzana na arenie międzynarodowej”. Wrogiem Polski jest były ambasador Izraela w Warszawie Szewach Weiss, który dostarcza pozorów moralnych uzasadnień dla tego rabunku. (...) Co się Panu stało, panie Rafale, że zrobił się Pan jakiś taki mało spostrzegawczy?” (Por. S. Michalkiewicz: „Ale o tym sza-tralalalala!”, „Nasza Polska” 27 września 2011 r.)

Ciekawe, że ten sam „mało spostrzegawczy” Ziemkiewicz kieruje stowarzyszeniem „Endecja” i co i rusz powołuje się na Dmowskiego. Choć przed wojną za umizgi do S. Weissa pewno by go nazwano „Szabesgojem”! Cóż ja tu mówię, przecież prezydent Andrzej Duda odznaczył oszusta i roszczeniowca S. Weissa, słusznie nazwanego „wrogiem Polski” przez Michalkiewicza Orderem Orła Białego! Ziemkiewicz był, dość konsekwentnym w wybielaniu żydowskich oszczerców Polski. Choćby w przypadku „Gazety Wyborczej”, która tyle razy nakłamała o historii Polski. Otóż na łamach „Najwyższego Czasu” z 2 lutego 2013 r. Ziemkiewicz mocno się sprzeciwił bardzo trafnemu określeniu Stanisława Michalkiewicza, że „Gazeta Wyborcza” jest „żydowską gazetą dla Polaków” Stwierdził: „Interpretacje Stanisława Michalkiewicza, w których wysuwa argument pochodzenia jako argument znaczący, są mi głęboko obce”. Czyżby? To jak wytłumaczyć rozliczne antypolskie kłamstwa pisane w duchu prożydowskim przez takich autorów „Gazety Wyborczej”, jak A. Michnik, S. Blumsztajn, D. Warszawski czy  A. Bikont?

W. Łysiak o dwuznaczności i dwulicowości Ziemkiewicza
    
 Jako pierwszy obnażył dwulicowość i dwuznaczności Ziemkiewicza jako dość podejrzanego „prawicowca” słynny pisarz i eseista Waldemar Łysiak w felietonie o wymownym tytule: „Sypiając z wrogiem” („Do Rzeczy” z 27 października 2014 r.) Łysiak przypomniał, jak Ziemkiewicz gorzko uskarżał się na to, że wykopano go ze Springerowsko-TVN-owskiego portalu Onet.pl. Jak dodał Łysiak na temat Ziemkiewicza: „Nie był to zresztą jego debiut w dyscyplinie medialnej, która da się określić jako „sypianie z wrogiem”, gdyż Ziemkiewicz ma za sobą całe lata roboty dla mediów Axela Springera („Newsweek”), Salonu michnikowskiego (radio TOK FM) i Układu czerwonego (TVP, kiedy rządziła nim SLD). Nieodmiennie tłumaczy to bardzo sprytnie misjonarstwem antysalonowym (...), a fakt, że to misjonarstwo nigdy nie przyniosło żadnych rezultatów, nic mu w klepaniu takich usprawiedliwień nie przeszkadza. Komentatorzy snują tu różne domysły wobec motywów ciągłego Ziemkiewiczowskiego „sypiania z wrogiem” - jedni mówią o nader rozbuchanym ego tenora (gwiazdorzyć wszędzie, gdzie tylko można, bez względu na barwy, flagi i godła estradowe), drudzy zaś przypominają stare porzekadło: „Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o…” (o stawanie w kolejce do okienek Springera i reszty płatników Salonu) (...)”.

„Prawicowiec” wściekle ujadający na Radio Maryja.
     
Przypuszczalnie dla przypodobania się ludziom Salonu „prawicowiec” Ziemkiewicz kilkakrotnie dopuścił się wściekłych ataków na Radio Maryja, godnych zaiste Urbana, Olejnik czy innej Środy. Oto przykłady. W artykule „Z moherowej krypty” („Rzeczpospolita”  z 25 sierpnia 2007 r.) pisał: „Osoby pozostające w kręgu oddziaływania toruńskiej rozgłośni poddane są nieustannej mobilizacji (!), a napięcie od zawsze wysokie wydaje się stale rosnąc, zmieniając rozmodlonych wyznawców (...) w pozbawiony wszelkich hamulców motłoch, gotowy okładać i opluwać żydowskich, masońskich czy niemieckich pachołków”. (Podkr. - J.R.N.). Komentując te majaczenia Ziemkiewicza wybitny naukowiec i publicysta katolicki prof .Zbigniew Żmigrodzki (A.R. i TW) pisał w „Naszej Polsce z 11 września 2007 r. w tekście zatytułowanym „Ziemkiewicz jak Pałasiński”: „Doprawdy dawno już nie czytaliśmy podobnych bredni i dziwimy się, że redakcja „Rzepy „ zdecydowała się je zamieścić. Przynajmniej należało zalecić Ziemkiewiczowi dmuchnąć najpierw w balonik”. W książce „Michnikowszczyzna” (Warszawa 2006, ss. 363-364) Ziemkiewicz pisał o „prymitywnych antysemickich bredniach „pojawiających się w Radiu Maryja i wyrokował : „Radio Maryja, jako obóz polityczny, jest symetrycznym, choć oczywiście siermiężnym, odbiciem michnikowszczyzny”. W książce: „Fabryka słów”, (Lublin 2009,s. 147) Ziemkiewicz wyrokował: „Bodaj nigdy nie usłyszałem w Radiu Maryja czegoś, co przypominałoby choć w zarysach polityczną analizę, natomiast frazy bogoojczyźniane sypią się bezustannie”. (Podkr.-JRN) Wyrokującemu w ten sposób nadętemu pyszałkowi Ziemkiewiczowi przypomnę, że w Radiu Maryja występowała cala czołówka polityczna PiS-u,  z jego prezesem J. Kaczyńskim na czele, a także nieżyjący juz profesorowie R. Bender i B. Wolniewicz oraz profesorowie J. Onyszkiewicz, K.  Czuba, P. Jaroszyński, M. Piotrowski, red. S. Michalkiewicz i inni. Czy nie powinni natychmiast zerwać wszelkie kontakty z takim kalumniatorem? Ja osobiście dopiero teraz przeczytałem te okrutne brednie Ziemkiewicza w związku z przygotowywanym o nim tekstem i deklaruję natychmiastowe zerwanie wszelkich kontaktów z tym asanem. To jest rzeczywiście fenomen -„łże-prawicowiec” Ziemkiewicz plujący na Radio Maryja i jeszcze w 2011 r. grillujący z R. Giertychem!

Wobec mnie postępowanie Ziemkiewicza było zaś rodzajem „intelektualnej łobuzerii”. Pisząc swoją „Michnikowszczynę” Ziemkiewicz poprosił mnie o pomoc. Wiedząc o tym, że mam bogate archiwum prosił mnie o udostępnienie mu moich wycinków na temat Michnika, Przez cztery godziny przeglądał w moim domu te wycinki (nie chciałem mu ich pożyczyć na wynos, co zrozumiałe), pilnie wynotowywał tytuły i miejsca publikacji. W ten sposób, nie czytając tekstów Michnika na bieżąco skorzystał z moich zbiorów i zabrał mi kilka godzin cennego czasu. A potem „zapomniał” wymienić mnie nawet w bibliografii. Podobnie jak Łysiaka. Po prostu absolutna nieuczciwość egoisty, chamsko cynicznie i niewdzięcznie wykorzystującego dorobek intelektualny innych. Byłem na niego oburzony tym mocniej ze względu na fakt, że równocześnie w ramach kolejnego umizgu do kosmopolitycznego salonu w bibliografii powołał się na socjologa z zawodu, dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego antypolska Pawła Śpiewaka, od lata notorycznie zakłamującego historię stosunków polsko-żydowskich. Pisałem o nim szeroko i demaskatorsko, obnażając głupotę jego antypolskich oszczerstw w tekście „Kłamstwa Pawła Śpiewaka”, „Nasza Polska” z 26 sierpnia 1998 r., przedrukowanym w mojej książce: „Spory o historię i współczesność”, Warszawa 2000, ss. 292-300)

Na dodatek Śpiewak nie miał nigdy nic ciekawego do powiedzenia o Michniku, jak w ogóle o niczym. Natomiast pominięte przez Ziemkiewicza w bibliografii książki Łysiaka były niezwykle brawurową demaskacją Michnika już na początku lat 90-tych. Z kolei publikowany przez mnie portret Michnika „Eurołgarz” w książce „Czarny leksykon”, zawierał wiele faktów nieznanych wcześniej w innych publikacjach. Ziemkiewicz, umizgując się do kosmopolitycznego Salonu, wołał pominąć nas dwóch jako „niepoprawnych politycznie” i wybrać żydowskiego oszczercę P. Śpiewaka.

Jeśli „prawicowy” publicysta wybiera Śpiewaka kosztem W. Łysiaka i mnie, to albo jest totalnym głupcem, albo lizusem wobec Salonu. Ziemkiewicz głupcem na pewno nie jest. A więc jest tylko lizusem i cynikiem. Tertium non datur.

  Ciemne strony ziemkiewiczyzny
    
 Jakie są główne cechy ziemkiewiczyzny, wyrażane w poglądach i działaniach autora ”Polactwa”? To pogarda dla własnego narodu, tak mocno wyrażana juz w samym określeniu „polactwo”, zupełne niedocenianie zalet Polaków, widzianych przez tak wielu cudzoziemców (od Byrona i V. Hugo poprzez Chestertona do Sołżenicyna). To cynizm i lawiranctwo w polityce, idące w parze z lizusowskim wychwalaniem osób, na które stawia Ziemkiewicz. (Vide jego ciągłe pochlebstwa wobec A. Dudy coraz bardziej odsłaniającego swe nieciekawe oblicze „konia trojańskiego” na prawicy.) To brak lojalności i niewdzięczność wobec osób, które mu pomagały. To fanatyczna skłonność do nienawistnego etykietowania tych, których nie lubi i nie rozumie (vide głupawe ataki na Radio Maryja). To skłonność do wychwalania najgorszych zaprzańców i  kolaborantów, polskich (dr H. Rzewuski, margrabia A. Wielopolski) i zagranicznych (marszałek P. Pétain.). Ziemkiewiczowski koniunkturalizm, brak poczucia honoru i poczucia godności narodowej prowadziły autora „Polactwa” do haniebnych wręcz publicznych deklaracji, głoszących potrzebę niemieckiego zwierzchnictwa nad Polską.

Warto przypomnieć, co pisał internetowy autor w tekście: „Rafale Ziemkiewicz, o co tobie chodzi”. (Niepoprawni.pl 2013): „Bardzo przykrym zdarzeniem był swoisty donos jaki złożył Ziemkiewicz na uczestników wspomnianej już debaty z udziałem panów Brauna, prof. Nowaka, Maciejewskiego, Osiejuka i Wnorowskiego. Na spotkaniu tym padł słynny postulat rozstrzelania dziennikarzy TVN-u i Gazety Wyborczej, ale o sprawie zrobiło się głośno dopiero po wywiadzie jakiego RAZ udzielił Dominice Wielowieyskiej z GW, w którym ostrzegał przed prawicowym ekstremizmem i niemal wskazywał palcem na osoby biorące udział w tamtej dyskusji. W efekcie mainstream rozpętał propagandową nagonkę na rzekomych radykałów, a Grzegorz Braun otrzymał zarzuty prokuratorskie. Po raz kolejny patrzyłem na tę swobodę kontaktów Ziemkiewicza z głównym nurtem mediów i przecierałem oczy ze zdumienia, a już zupełnie nie mogłem pojąć jak porządny wydawałoby się człowiek, może zniżyć się do zrobienia takiego świństwa.
     
To jeszcze nie przesądziło o utracie zaufania. Dopiero stosunek Ziemkiewicza do katastrofy Smoleńskiej kazał mi ostatecznie zweryfikować zdanie na jego temat. Po blisko 3 latach od tragedii redaktor oznajmił bowiem nagle wszem i wobec, że nie wydaje mu się, żeby doszło do jakiegokolwiek zamachu na rządowy samolot, a ponieważ na uzyskanie twardych dowodów w tej sprawie polska strona i tak nie ma szans, gdyż znajdują się one w rękach Rosjan, to nie powinno się nawet spekulować na temat takiej możliwości. Zadawajmy pytania, owszem - postuluje Ziemkiewicz - ale odpowiedzi nie szukajmy. Bo po pierwsze - źle to robi na sondaże, a po drugie - żadnego zamachu nie było, więc kiedy prezydent Putin wyciągnie dowód, że był to jedynie arcybolesny wypadek i tak sobie po prostu walnęło i urwało, to znajdziemy się w mocno kłopotliwej sytuacji.

O co tobie chodzi Rafale Ziemkiewiczu? - chciałoby się zapytać, bo przecież mocno podejrzana jest ta ewolucja. Czyżby to ślady trotylu na wraku Tupolewa przekonały redaktora, że jednak nie doszło do wybuchu? Oczywiście ma prawo wierzyć w co mu się żywnie podoba, ale w momencie gdy wszystkie racjonalne przesłanki wskazują na zamach, a idiotyczne tezy z raportu Millera już dawno zostały obalone, takie podejście jest doprawdy kuriozalne. O co zatem tak naprawdę chodzi?
    
 Nie wierzę w umysłową zapaść Ziemkiewicza. Wolta, którą popełnił nosi wszelkie znamiona wyrachowanego działania, podobnie jak te zastanawiające kontakty z osobami z układu rządzącego. Być może jest więc ziarno prawdy w pogłoskach jakoby "nowoczesny endek" faktycznie garnął się do polityki. Jeśli faktycznie tak jest, to uważam, że sposób, w jaki się do tego zabrał nie przyniesie mu żadnego sukcesu. Wyrachowaniem nie zdobędzie poparcia w środowisku, które tyle razy zostało zdradzone, że ponad wszystko ceni sobie zaufanie. Moje zaufanie RAZ stracił już bezpowrotnie. (Podkr.-JRN). (Por.http://niepoprawni.pl/blog/7164/rafale-ziemkiewiczu-o-co-tobie-chodzi).
 Podpisuję się oburącz pod tymi stwierdzeniami.


 
Ziemkiewicza specjalizacja w epitetach
     
Ogromnie odpychają mnie zadęcie i pyszałkowatość Ziemkiewicza, wyrażające się m.in. w bardzo łatwym rzucaniu jak najgorszych epitetów na innych. Postanowiłem więc sam użyć ostrego tonu wobec  Ziemkiewicza,  płacąc mu pięknym za nadobne, żeby w końcu zrozumiał, że jego połajanki  zawsze spotkają się z twardym odporem. Ziemkiewicz w ogóle nie wie, co to znaczy norwidowskie „różnienie się pięknie” i potrafi zasypywać stekiem inwektyw zwolenników innego niż on, i dodam mądrzejszego od niego spojrzenia na historię. Dla przykładu zacytuję parę fragmentów jego obelżywego już w tytule artykułu „Nędza brązowników historii” („Rzeczpospolita” z 8 listopada 2014 r.): „Paszkwil Piotra Skwiecińskiego: „Nie chodzi o prawdę” ( „Rz” 25-26.10.2014) nie nadaje się do merytorycznej polemiki, ale wymaga reakcji. Przede wszystkim jako dowód upadku autora i jego środowiska (podkr.-JRN), które przedstawiając się jako „odważna młoda Polska”, walczy od pewnego czasu o rząd dusz nad prawą stroną debaty publicznej (... ) Zamiast argumentów bazuje na insynuacjach, epitetach (...) Kiedy nie ucieka w pomówienia i insynuacje w „komu to służy” wygłasza z niezwykłą pewnością siebie zwykłe bzdury (...)”. Ja zaś najchętniej napisałbym w kontekście tez Ziemkiewicza i Zychowicza tekst zatytułowany: „Nędza masochistów historii”.
      
 Bezgraniczną głupotę epitetów Ziemkiewicza najlepiej ilustruje jego zawarte w książce „Polactwo” (op.cit.,s.138)  apodyktyczne stwierdzenie: „John F. Kennedy, bodaj najgorszy dureń, jaki kiedykolwiek zasiadał w Białym Domu”. Uważam to stwierdzenie za głupie, plugawe i niesprawiedliwe. Było wielu dużo gorszych i głupszych niż J. F. Kennedy prezydentów w historii USA, choćby D. Eisenhower, L. Johnson, G. Bush junior, B. Clinton. (nie mówiąc już o działającym po wydaniu książki Ziemkiewicza głupolu Obamie). Warto przypomnieć, że Kennedy dzięki opanowaniu i zimnej krwi wygrał konfrontację z N. S. Chruszczowem wokół Kuby. Arcyciekawy chiński autor Song Hongbing w swej pasjonującej książce „Wojna o pieniądz” (w Polsce wydanej przez wrocławskie „Wektory”) pisał, że Kennedy na tydzień przed śmiercią wydał jakże potrzebną ustawę ograniczającą prymat banków w USA. Według chińskiego autora to właśnie stało się przyczyną zamordowania Kennedyego - po jego śmierci ustawa nigdy nie weszła w życie. Warto przypomnieć, że w 1961 r. po zaprzysiężeniu Kennedy wypowiedział słynne słowa: „Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju” (ang. Ask not what your country can do for you, ask what you can do for your country). Kennedy niewątpliwie należał do najciekawszych intelektualnie powojennych prezydentów USA. By przypomnieć choćby jego na pewno nieczytaną przez nieuka Ziemkiewicza pasjonującą książkę „Profiles in Courage” nagrodzoną Nagrodą Pulitzera w 1957 roku. I takiego prezydenta Ziemkiewicz nieodpowiedzialnie nazywa „największym durniem w Białym Domu”.  I kto tu jest naprawdę durniem.? Czy Ziemkiewicz wypowiada swe epitety tylko z niedoczytania i nieuctwa?. Po prostu trudno znieść rozmiary bezczelności i apodyktycznych sądów tego gościa.

 Jedno z mych największych rozczarowań po 1989 r.
  
Cały ten tekst pisałem z wielka goryczą, bo Ziemkiewicz jest dla mnie jednym z największych rozczarowań po 1989 r. A zapowiadał się tak dobrze. Pisał od początku w pięknym, barwnym stylu, ostro reagował na przejawy antypolonizmu. Nieprzypadkowo właśnie jego zaprosiłem w 1992 r. do wygłoszenia jednego z referatów o antypolonizmie na dwudniowej sesji na ten temat zorganizowanej w 1992 r. w kierowanym przeze mnie prawicowym klubie „Ruch Naprawy i Rozwoju”. Było sporo jego tekstów, które podobały mi się ich siłą uderzenia w krajowe bastiony antypolskości. By przypomnieć choćby udzielony redaktorom z „SuperExpressu” (nr z 15 czerwca 2015 r.) wywiad „Goebbelsowska propaganda „GW”. Do najlepszych tekstów Ziemkiewicza należała jego ostra polemika z „pochopnymi przeprosinami” A. Kwaśniewskiego za Jedwabne. ( (Por. R. A. Ziemkiewicz: Nie przepraszajmy zbyt pochopnie, „Rzeczpospolita” z 28 lipca 2009 r.) Za prześwietne uważałem niektóre charakterystyki z „Ziemkiewicza alfabetu” („Do Rzeczy” z 30 marca 2015 r.) By przypomnieć chociażby fragment z jego krótkiej charakterystyki D. Tuska: „(...) „Polskiej polityce nie trafiła się bardziej żałosna kreatura od czasów niesławnego namiestnika Królestwa Polskiego gen. Zajączka herbu Świnka (...) Spustoszenia, jakich narobił drobny spryciarz z Wybrzeża, wspinając się mozolnie ku wymarzonym synekurom, z całkowitym lekceważeniem interesów narodu i państwa, które tej wspinaczce podporządkował, wyprzedał i zdemolował, są tego najlepszym dowodem”. Znakomita była napisana kiedyś przez Ziemkiewicza diagnoza błędów Jarosława Kaczyńskiego. Świetnie wczuł się w psychologie lidera PiS-u. Podobały mi się teksty Ziemkiewicza ostrzegające przed iluzjami na temat Ukrainy, etc.
      
A jednak w końcu, bilansując ogląd twórczości Ziemkiewicza doszedłem do jednoznacznego wniosku. Szkody, jakie wyrządza on swymi opluwaniami zasłużonych Polaków, bzdurnymi dywagacjami na temat powstań, wojny w 1939r. i in. zdecydowanie przeważają nad pozytywami jego pisarstwa. 

Ziemkiewicz zbyt często robi wodę z mózgu młodym ludziom nieoczytanym w historii i trzeba ich przed tym zdecydowanie ostrzec. Ale o tym szerzej i bardzo szczegółowo napiszę w następnym odcinku.

wtorek, 17 października 2017

Zaproszenie na manifestację

Szanowni Państwo

Zapraszam na organizowaną przeze mnie manifestację
w dniu 23 października (poniedziałek) o godz. 18-tej
przed budynkiem Ambasady Węgier
na rogu al. Ujazdowskich i Szopena w Warszawie.

Manifestacja ma wyrazić naszą pamięć o
wspaniałym Powstaniu Węgierskim 1956 r.
a zarazem wyrazić poparcie dla reform, rządu Orbana.

Serdecznie pozdrawiam Jerzy Robert Nowak